Magdalena Guziak-Nowak
Bieda w Polsce to wysokie raty za mieszkanie, zmiana kursu franka albo utrata pracy. Czy można to porównać z biedą afrykańską, gdzie luksusem jest… woda?
Polska Fundacja dla Afryki realizuje następny projekt. W regionie Mampikony na Madagaskarze powstanie 27 studni, w tym 21 kopanych i sześć głębinowych. To kontynuacja ubiegłorocznej akcji „Woda dla Madagaskaru”, w ramach której powstały trzy nowoczesne studnie głębinowe oraz 30 kopanych metodą tradycyjną. – Zbiórka na ten cel wzbudziła wielkie emocje i cieszyła się dużym zainteresowaniem, dlatego chcemy zainwestować w kolejne, podobne przedsięwzięcie – opowiada Wojciech Zięba z Polskiej Fundacji dla Afryki. – Darczyńcy pomagali bardzo chętnie, bo wiedzą, że dostęp do wody nie jest wyimaginowaną potrzebą, ale koniecznością. Tu nie ma wątpliwości – woda jest niezbędna – dodaje. Gdyby jednak ktoś niedowierzał, zarysujmy kontekst. Przerażający – trudno to pisać i trudno to czytać.
„Uzdatnianie” wody z robaków
W Afryce co minutę czworo dzieci umiera z powodu biegunki. Możliwość umycia rąk mydłem w czystej wodzie zmniejszyłaby tę liczbę o 40 proc. Aż 1,8 mln dzieci na świecie (w tym połowa w Afryce Subsaharyjskiej) umiera każdego roku z powodu biegunki, spowodowanej brudną wodą. Prawie połowa Afrykanów cierpi na jedną z sześciu głównych chorób, spowodowanych brakiem dostępu do wody. 45 proc. ludności w Afryce Subsaharyjskiej nie ma dostępu do wody pitnej, a 65 proc. nie ma dostępu do odpowiednich urządzeń sanitarnych. Kobiety muszą przemierzać nawet 10 km dziennie w poszukiwaniu wody. Obecnie roczny pobór wody w Polsce wynosi 12 km3 na osobę, w Kongo – 0,62, w Czadzie – 0,37 a w Botswanie – 0,19. Zaledwie 12 proc. populacji świata zużywa 85 proc. światowych zasobów wody. Ani jeden procent z tych dwunastu nie mieszka w krajach rozwijających się.
Zostawmy liczby, poczytajmy o ludziach. W wiosce Mezegaguf w Etiopii, w której żyje 350 osób, jeszcze niedawno używano szmat, by przecedzić robaki ze stojącej wody, „uzdatnianej” w ten sposób do użycia. Tak prymitywna metoda, co oczywiste, nie zatrzymywała bakterii. 23-letnia Akberet Naizgi opowiadała, że jej syn wielokrotnie cierpiał na biegunkę. Szła z nim do centrum medycznego, gdzie nie można było ustalić przyczyny chorób. Ale i bez tego wiedziała, że chodzi o picie ze ścieków: „Wystarczył rzut oka na naszą wodę – była zielona. W większości stojącej wody znajdują się algi”.
A 14-letnia Soarifine z Madagaskaru? Dzięki pomocy misjonarzy poszła do szkoły. Zbierała dzieci z najbiedniejszych szałasów i przyprowadzała je do szkoły. Dzięki niej kilkoro dzieci zostało uratowanych z agonalnych stanów malarii. Soarifine zmarła. Przegrała z pasożytami, którymi zaraziła się, pijąc brudną wodę.
Impuls
Mimo wielu trudnych historii bez happy endu, bezpośrednim impulsem do budowy studni w Afryce były dwa zdjęcia. To prosty mechanizm „a gdybym ja był na ich miejscu”. – Zobaczyłem fotografię dzieci pijących ze ścieków – wspomina Wojciech Zięba. – To był dla mnie szok. I druga fotka, którą przysłał nam o. Dariusz Marut, misjonarz z Madagaskaru, a na niej rodzeństwo w wieku moich dzieci. Siedzą nad brzegiem zanieczyszczonej rzeczki z brudną puszką i piją. Od razu pomyślałem o moim rocznym synu, z którym lecimy do łazienki, aby umyć ręce po piaskownicy – dodaje szef Polskiej Fundacji dla Afryki.
Najpierw świnie, potem ludzie
Wspomnianych 27 studni powstanie na Madagaskarze, w tym samym regionie, w którym rok temu fundacja wybudowała ich już 33. Dlaczego? – Na tym obszarze mieszka 50 tys. ludzi. Rok temu zbudowaliśmy po jednej studni na wioskę. To był przełom, ale niektórzy nadal muszą iść po wodę ponad kilometr. W praktyce oznacza to, że dzieci dalej piją z kałuży – zauważa Wojciech Zięba. Docelowo fundacja chciałaby przeprowadzić w rejonie Mampikony akcję odrobaczania, ale bez sieci sprawnie działających studni byłaby to… strata pieniędzy. Jak alarmuje Światowa Organizacja Zdrowia, około 80 proc. chorób i ponad 30 proc. zgonów na Madagaskarze następuje na skutek korzystania ze skażonej wody. Większość mieszkańców jest zarażona pasożytami. Nawet jeśli leki zadziałają i uda się ich uratować, za kilka dni prawdopodobnie znowu się zarażą. – Przykro to mówić, ale w takiej sytuacji podejmuje się tylko działania medyczne ratujące życie. Dopóki nie ma dostępu do czystej wody, inne nie mają sensu – mówi pomysłodawca projektu.
Potwierdzają to słowa o. Dariusza Maruta, misjonarza z Bydgoszczy, który od wielu lat pracuje w Mampikony. – Ze względu na duże odległości między domami a zbiornikami z wodą mycie, pranie i zmywanie odbywa się zazwyczaj bezpośrednio przy zbiornikach. Do domu nosi się zwykle tylko wodę do picia i gotowania ryżu – opowiada ojciec. Najczęściej wygląda to tak, że kobiety udają się do zbiornika z wodą, czyli np. dołu napełnionego deszczówką. Tam piorą, a następnie myją naczynia. W czasie gdy rozłożone ubrania zaczynają schnąć, wszyscy się kąpią. Potem nabierają wodę do picia, by zanieść ją do domu. Z tych samych zbiorników piją też zwierzęta, choćby kozy, które przyprowadzają do wody ich pasterze – dzieci. – Nieraz widziałam świnie tarzające się w zbiornikach, z których potem mieszkańcy czerpali wodę do picia – dodaje misjonarz, który już rok temu przeprowadzał instruktaże korzystania ze studni, aby nie dopuścić do ich zanieczyszczenia.
Koszt wybudowania 27 studni to 250 tys. zł. Miejsca budowy wybrano po konsultacji z szefami wiosek. Budową zajmą się lokalne brygady, nadzorowane przez misjonarzy.
Ocalić przed głupią śmiercią
– Spragnionych napoić? Oczywiście, chociaż szczerze mówiąc, do tej pory nie myślałem o studniach w kategoriach uczynków miłosierdzia – przyznaje Wojciech Zięba. – „Uczynki” brzmi szumnie, a przecież woda to najbardziej podstawowa potrzeba. Jest człowiek, który nie ma co pić, to zupełnie odruchowo chcę mu pomóc. Poza tym nie mieści mi się w głowie, że w XXI w. ludzie umierają z pragnienia albo z powodu chorób pasożytniczych. Najpierw człowiek choruje, bo nie ma kilku złotych na wodę, a potem umiera, bo nie ma kilku złotych na szczepionkę – mówi. – Wiemy w fundacji, że nie zlikwidujemy problemu braku wody na całym kontynencie afrykańskim, ale jeśli choć sto osób uchronimy przed głupią śmiercią, to znaczy, że jest to warte naszego wysiłku.
Spragnionych napoić to też po prostu oszczędzać, zarówno wodę, jak i żywność. Marnotrawienie jedzenia jest równocześnie marnotrawieniem wody. Aby przygotować kanapkę z serem, potrzeba 90 litrów wody. Wyrzucony kilogram ziemniaków to zmarnowanych 300 litrów wody. Żeby wyprodukować kilogram wołowiny, potrzeba od 5 do 10 tys. litrów wody.
Żeby uświadomić sobie skalę problemu, warto się przyjrzeć jeszcze innym danym. Pod koniec ubiegłego wieku w każdym roku przekazywano Afryce około 4,6 mld dolarów. Były to celowe dotacje na poprawę sytuacji dotyczącej wody i sanitariatów. Załatało to 40 proc. dziur. Ciągle jest co robić.