Roboty, komputery, elektronika, MP3 i moda. W domu bożym nowe wypiera stare. Sacrum to czy profanum, że Kościół podąża za postępem i osiągnięciami?
Zmienia się świat i ludzie. Także dom boży. Pięknieje i nowocześnieje. Zazwyczaj.
Kościół zgrzebny i drewnem pachnący? Nie te czasy. Sługa boży licho odziany? Coraz rzadziej. Technologia i moda zajrzały w końcu do kościołów i na parafie. Reklama, moda, marketing, styl. Co na to księża? Niektórym nowoczesność wadzi, innym nie przeszkadza. Młodszych nawet cieszy. Zwłaszcza tych, którzy co rano muszą bić w dzwon na Anioł Pański, jutrznię czy roraty.
Wczesny ranek. Katedra w Pelplinie. Dwóch zakonników uwieszonych na sznurze próbuje rozbujać cztery żeliwne dzwony. Trudno idzie. Bo dzwony ciężkie. W końcu rozbrzmiewają. Donośnie. Ucichną, gdy braciszkowie ciągnąć przestaną. I tak dzień w dzień. Romantyczny obraz. W co większych parafiach dzwonnicy po kilka razy dziennie siłą mięśni wprawiają w ruch niekiedy po kilka dzwonów na kościelnej wieży.
Robot za dzwonnika
Te czasy odchodzą do lamusa. Od niedawna zakonnych braciszków w Pelplinie zastąpił robot dzwonowy RD-2000, najdoskonalszy i najnowocześniejszy dzwonnik, czyli system napędu dzwonów kościelnych.
Silnik prądu stałego i pole magnetyczne wzmacniane indukcją magnetyczną rdzenia łagodnie, podobnie do ruchu ręki ciągnie za linę dzwonu i wprawia go w ruch. Jego pracę dzięki czujnikom kontroluje specjalny komputer śledzący ruch dzwonu i sterujący napędem.
Kiedy zajrzeć na zakrystię, okaże się, że kościół niewiele ma z dawnej romantycznej zgrzebności. Kościelnego zastąpił komputer kościelny TK-2100 umieszczony w skrzyneczce wielkości szafki na buty. Steruje pracą np. dzwonów i zegarem na wieży (regulując czas według wskazań wzorca atomowego z Frankfurtu). Włącza i wyłącza ogrzewanie, zapala i gasi światło, steruje alarmem. Potrafi nawet grać na karylionie. Księża z Pelplina są mu wdzięczni, bo ożywił milczący od lat zegar. Wciąż się nie domyślają, że kryją się za tym cyfrowe procesory najnowszej generacji. Wierni tym bardziej. Chociaż widok ciekłokrystalicznego ekranu nieopodal ołtarza może wzbudzić podejrzenie, że ich proboszcz to ksiądz nowej daty.
Dawniej w trakcie mszy wystarczyło powtarzać słowa księdza lub zerkać do książeczki do nabożeństwa, żeby nie pomylić słów pieśni liturgicznej. Dzisiaj książeczki przegrywają z rzutnikami slajdów, a te z systemami komputerowymi sterującymi cyfrowymi rzutnikami tekstów (np. CTR-20), na których wierni zdanie po zdaniu mogą śledzić tekst śpiewanej pieśni. Wystarczy, że ksiądz przed mszą wystuka na klawiaturze tekst modlitwy (w niektórych rzutnikach słowa najbardziej znanych pieśni są wgrane fabrycznie) czy ogłoszenia parafialnego, aby to pojawiło się w określonym momencie mszy na ciekłokrystalicznej tablicy nieopodal ołtarza.
Niewielu wiernych domyśli się, że proboszcz wykorzystuje do tego fale radiowe. Albo dostrzeże w jego ręku malutkiego pilota na podczerwień, który steruje rzutnikiem. Lub organami. Bo organiści też mogą wkrótce przestać dmuchać w miechy. Albo nauczą się obsługiwać komputery muzyczne (np. CRT-20M), albo staną się ich ofiarą. Utwory wgrywane są do pamięci komputera jako pliki MP3. Komputer podłączony jest do wzmacniacza połączonego z głośnikami, z których rozlega się w cyfrowej jakości „Kyrie”, „Gloria”, „Credo” czy „Benedictus”. Ustawione na chórze mogą zastąpić organistę, wydając z siebie brzmienie organów. Wystarczy, że ksiądz z ambony wciśnie przycisk w pilocie. I basy dudnią, a piszczałki piszczą chorał za chorałem.
Aż drżą witraże. Które też nie muszą być tradycyjne. Znana pracownia witraży Furdyna z Krakowa na ostatnich targach Sacroexpo w Kielcach pokazała nowość: witraż Hiob, wykonany skomplikowaną techniką, metaforyczny, z kawałkami wtapianego szkła, które sprawia wrażenie ściekającej krwi.
Co na to wierni? Większość z nich i tak nie dostrzeże nowinek. Bo zajęci będą czym innym. Ławkami, na których siedzą, lub klęcznikami, na których klęczą. Gdy wokół chłód, one grzeją jak piec. To wynalazek pewnej firmy z okolic Wrocławia. Wymyśliła system ogrzewania ławkowego i sprzedaje podgrzewane ławki kościelne, klęczniki, a nawet konfesjonały. W każdym zainstalowany jest promiennikowy grzejnik płytowy. Amerykańska technologia. Sterowana, a jakże, przez kościelnego, który jednym ruchem palca decyduje, komu grzeje, a komu ziębi. I niech ktoś powie, że nowoczesność nie pomaga w obcowaniu z Bogiem?
Software z krzyżykiem
XXI wiek zawitał również na cichą i spokojną z natury rzeczy plebanię. Stare opasłe księgi i kałamarze przegonił na strych. Ich miejsce zajął hardware i software. Jedno i drugie dostarczają firmy informatyczne wyspecjalizowane w informatyce kościelnej. Specjalne programy komputerowe, jak np. „Parafia Ewid 2” (firmy Ecclesia Software z Rzeszowa, odpowiednik Microsoftu w tej branży), pozwalają na sprawne opracowywanie kartotek rodzinnych, osobowych, ksiąg chrztów, ślubów, kartotek osób zmarłych. Informatycy z Rzeszowa stworzyli też wersje programu dla zakonów i kurii.
Megabajty dotarły nawet na cmentarz. Elektroniczna ewidencja pochówków nie tylko rachuje zmarłych. Komputerowy system wspomagający zarządzanie zasobami cmentarza „Cmentarz” (firmy PC Komputer z Łodzi) oferuje graficzną lokalizację miejsc pochówku na planie cmentarza, księgę cmentarną, wieczystą i kartotekę zmarłych z możliwością rezerwacji miejsc. Wystawia kwity cmentarne i faktury VAT. Reklamuje się w serwisie nekrologi.pl.
Tym samym wizerunek sennej i cofniętej w czasie plebanii pryska jak bańka. Żegnajcie opasłe księgi, witajcie twarde dyski.
W finansach i administracji również wiele się zmieniło. Co prawda, nie ma już ani banków pobożnych, ani montes pietatis, które niegdyś udzielały wiernym pożyczek pod zastaw tzw. fantów (z pieniędzy innych wiernych), ale tradycja pozostała. W nieco zmodyfikowanej formie. Dzisiaj rzadko która parafia czy zakon ubezpieczają się w PZU czy w Warcie. O wiele bardziej opłaca się ubezpieczyć w kościelnym towarzystwie asekuracyjnym, które ubezpiecza duchownych i dobra kościelne. Jednym z nich jest TUW TUZ założone pięć lat temu przez Archidiecezję Częstochowską, Prowincję Zgromadzenia Misjonarzy Synów i Towarzystwo Salezjańskie.
Księża ubezpieczają nie tylko siebie, również osoby zatrudnione w kościołach, takie jak organista czy kościelny. W TUW TUZ można wykupić OC i autocasco na samochód (parafialny), ubezpieczyć plebanię, kościół, organy, dzwony, laptop, a nawet szybę w kredensie.
Z branży sakralnej żyje kilka tysięcy firm w Polsce. I w Chinach.
Wsparcie dla Boga
Dla większości z nas branża sakralna jest równie tajemnicza, co przepowiednie fatimskie. Bo oto biznes splata się z Tajemnicą. No właśnie. Jak się robi interesy z duchownymi?
— Kościół obsługują w dużej części zakony i dlatego trudno wejść na ten rynek — twierdzi Marek Lempaszek ze Studia Prata, który od 12 lat szyje stroje liturgiczne.
Słowem, rynek hermetyczny. A klient? Niełatwy. Z liczydłem pod sutanną.
— Coraz więcej księży większą wagę przykłada do wysokiej jakości szat liturgicznych. Nasze produkty kupują księża wymagający, wręcz wybredni — twierdzi Marek Lempaszek.
— Zasadniczo do kościołów dużych parafii nie kupuje się byle czego, z drugiej zaś strony często zdarza się, że do małych wiejskich kościołów parafianie kupują bogato zdobione monstrancje za kilka tysięcy złotych. Reguły zatem nie ma. Księża zaś z zasady lubią promocje, rabaty, do tego duży wybór i dobrą obsługę — mówi Paweł Łukasz Popiel, właściciel Katolickiego Sklepu Internetowego Liturgiczny.pl.
— Duchowni w większości chcą się potargować, ciężko ich wtedy przekonać, że my zostaliśmy nauczeni robić witraże na pewnym poziomie i że nie da się stosować zamienników w naszej branży — mówi Tomasz Furdyna wykonujący witraże.
Klient wybredny. Co najczęściej kupuje?
— Najlepiej sprzedają się naczynia liturgiczne (kielichy, dzwonki, monstrancje, gongi, puszki na komunikanty). Ceny zaczynają się od 600 zł w górę). Najlepiej sprzedają się te z przedziału 1-2 tysiące zł. Księża często kupują również zestawy podróżne, które wykorzystują do sprawowania Eucharystii podczas wycieczek, pielgrzymek czy chociażby podczas własnej choroby — mówi Paweł Łukasz Popiel.
Klient, który nie stroni od nowinek. Choćby sutanna. Zapiąć 33 guziki (tyle lat żył Chrystus), spiesząc się na mszę, to sztuka i problem zarazem, dlatego księża bardzo chętnie wybierają sutanny na zamek błyskawiczny lub rzepy. Na tegorocznych targach Sacrexport firma Alba-plus z Poznania przedstawiła bardzo nietypowy model ornatu. W panterkę, mocowany na rzepy. Jedni chwalili, inni załamywali ręce — że barwy wojny nie przystoją szacie liturgicznej.
Otóż to. Największym problemem branży sakralnej jest to, że wielu producentów nie do końca wie, co przystoi, a co nie. Czy tylko oni są temu winni?
— Świętym prawem producenta jest szukać zbytu dla tego, co produkuje. Jednak za wystrój budynku kościelnego odpowiada biskup i w jego imieniu proboszcz. Oni mają przygotowanie teologiczne, powinni znać tradycję Kościoła i mieć pewne wyczucie. Oni muszą wiedzieć, po co istnieje budynek kościelny i powinni wyposażyć go do tego celu. Nie może tego robić w sposób zadowalający ani architekt, ani producent wyposażenia wnętrz. Odpowiedzialność spoczywa na biskupie, który ma do tego odpowiednie instytucje. I jeśli dzisiaj widzimy w kościołach wiele kiczu, narzekamy na brak funkcjonalności, przeraża nas brak wentylacji, słaba akustyka, obrzydzeniem napełniają byle jakie szaty liturgiczne, to przecież nie jest to wina producentów. Po prostu ludzie odpowiedzialni za wspólnotę nie umieli wykorzystać dobrze dzisiejszych możliwości producentów — zauważa ksiądz Stanisław Mieszczak ze Zgromadzenia Księży Sercanów w Krakowie.
Profanum
Dobrymi intencjami, również w biznesie, piekło jest wybrukowane. Dlatego nawet święta branża nie umie się obronić przed grzechem tandety, kiczu, a niekiedy wręcz oszustwa.
Nierzadko jakość (sacrum) konkuruje z tandetą (profanum). Czasem to wina producentów, niekiedy duchownych.
— Księżą lubią świetną jakość i niską cenę — jak każdy — ale to nie idzie zazwyczaj w parze. Branża sakralna, choć specyficzna, też nie jest ideałem. Konkurencja, kopanie dołków, kopiowanie wzorów — mówi Paweł Łukasz Popiel.
Oby tylko. Specjalna komisja kościelna bada jakość wina mszalnego, bo niegdyś różne trunki trafiały do kościelnych piwniczek. Za to nie bada wielu innych rzeczy. Nad czym ubolewa wielu duchownych. Zdaniem księdza Stanisława Mieszczaka, w polskich kościołach bardzo nonszalancko traktuje się kwestię symboliki religijnej.
— Świeca, szczególnie świeca paschalna, zawsze symbolizuje Chrystusa. Jej cechą charakterystyczną było spalanie się, co nawiązywało do „wyniszczenia się” Zbawiciela przez mękę i śmierć na krzyżu. Dzisiaj przyszła moda na plastikowe dekoracje, których niewątpliwą zaletą jest łatwość utrzymania w czystości. Zatraciła się jednak prawdziwa symbolika świecy. Nowinkarstwo to jest powszechnie powielane w naszych parafiach. Podobnie ze światłem przed tabernakulum. Troska o jego podtrzymanie miała wyrażać naszą wiarę i troskę o obecność Chrystusa w naszym kościele. Z chwilą założenia lampki elektrycznej światło przed tabernakulum stało się zwykłą dekoracją. Ta moda rozpanoszyła się w Polsce, wyraźnie wbrew przepisom Kościoła katolickiego. Przestał istnieć kłopot z uzupełnianiem paliwa w lampce. Inną dziedziną jest potrzeba prawdziwej sztuki w kościele. Prawda, że odziedziczyliśmy po poprzednim okresie przyzwyczajenie do bylejakości i „dekoratorstwa”. Robi się rzeczy byle jak „bo w dużym kościele nie widać szczegółów”. Pozostaje to jednak w krzykliwej sprzeczności z naszą tradycją. To samo z poziomem śpiewu w naszych wspólnotach i próbami zastępowania żywego śpiewu muzyką odtwarzaną z urządzeń elektronicznych. Tymczasem to, co służy człowiekowi w jego spotkaniu z Bogiem, nie może być tylko dekoracją, upiększeniem, ale ma wyrażać naszego ducha i mówić o obecności Boga samego — uważa ksiądz Stanisław Mieszczak.
Ostra krytyka, ale czy niesłuszna? Bo co powiedzieć o takich nowinkach, jak elektryczne świeczniki wotywne (wrzucasz monetę i zapala się lampka), które zastępują tradycyjne świece zapalane jedna od drugiej. Czy tkwi w nich duch życia?
I to chyba właśnie jest problemem, a zarazem specyfiką branży sakralnej — umieć oddzielić sacrum od profanum.