Lato to czas wyjazdów na działkę czy do domku letniskowego. Przeważnie korzystamy tam z wody z tzw. ujęć własnych. Wymaga ona najczęściej kompleksowego uzdatnienia, głównie ze względu na zbyt dużą zawartość związków żelaza i manganu. W przypadku takiej wody zwykłe filtry mogą nie wystarczyć.
Według statystyk 12% Polaków jest w posiadaniu działki rekreacyjnej z domkiem letniskowym. Z ujęć własnych korzysta także ponad 10% gospodarstw domowych w Polsce. Tymczasem woda, która nie została oczyszczona przez tzw. „wodociągi”, często pozostawia wiele do życzenia. Zanim zaczniemy ją uzdatniać, warto sprawdzić, co tak naprawdę jej dolega. – Nie każda woda z ujęć własnych musi być kiepskiej jakości. Często zdarza się, że jej walory są bardzo korzystne dla zdrowia. Aby jednak być pewnym, co pijemy, jakość wody możemy zbadać w laboratoriach terenowych stacji sanitarno-epidemiologicznych. Badania takie wykonują również niektóre firmy zajmujące się sprzedażą filtrów – mówi Zofia Czechowicz, Specjalista ds. Jakości z firmy UST-M, produkującej filtry do wody i wykonującej badania podstawowych jej parametrów.
Aby móc pić wodę ze studni, należy pozbyć się z niej bakterii czy nadmiaru żelaza. Fot.: UST-M |
Co z tym żelazem?
Największy problem z wodą ze studni to nadmiar żelaza. Jego duża ilość powoduje, że ciecz płynąca z naszych kranów ma rudawe zabarwienie, nieprzyjemny zapach i żelazisty posmak. Na armaturze kuchennej i łazienkowej osadzają się rude naloty, psuje się sprzęt AGD i instalacje sanitarne. Tkaniny prane w zażelazionej wodzie szybciej się niszczą. Niestety, aby ją uzdatnić, nie wystarczy zastosowanie filtra o działaniu odżelaziającym. – Po przefiltrowaniu 400-1000 litrów wody wkład odżelaziający straci swoją żywotność. W praktyce oznacza to, że co kilka dni trzeba będzie go wymieniać. Najlepszym rozwiązaniem w tym przypadku jest stacja uzdatniania wody, tzw. odżelaziacz. Jest to urządzenie, które przy pomocy indywidualnie dobranej konfiguracji złóż filtrujących usunie z wody nadmiar żelaza – wyjaśnia Zofia Czechowicz.
Zmiękczacz pomoże usunąć ze studziennej wody nadmiar wapnia i magnezu. W pewnym stopniu wyeliminuje też żelazo i mangan. Taki jak na zdjęciu pracuje niemal bezobsługowo, jego koszt to około 1500 złotych. Fot. UST-M |
Bakterie i spółka
Woda czerpana z własnych ujęć jest często narażona na skażenie bakteriami. Przyczyny mogą być różne i często nie mamy na nie wpływu – np. nasz sąsiad ma nieszczelne szambo lub woda pozyskiwana jest z terenów szczególnie zanieczyszczonych.
– Aby pozbyć się z wody bakterii, warto przeprowadzić zabieg przechlorowania instalacji. Długotrwały efekt osiągniemy dzięki stacji uzdatniania wody ze specjalnym sterylizatorem niszczącym bakterie – przekonuje ekspert UST-M.
Woda, która nie pochodzi z wodociągów, może być także nadmiernie twarda. Jeśli jej twardość przekracza polską normę, najlepszym rozwiązaniem będzie zmiękczacz kompaktowy. Urządzenie takie pracuje niemal bezobsługowo, w celu regeneracji wystarczy raz w miesiącu wsypać do jego obudowy specjalne tabletki soli. Rzadziej spotykane problemy to obecność w wodzie siarkowodoru, zanieczyszczeń organicznych czy azotanów i azotynów. Również z nimi poradzimy sobie dzięki dużej stacji uzdatniania wody z odpowiednio dobranymi złożami.
Choć na zdrowiu nie warto oszczędzać pamiętajmy, że ze względu na dosyć wysoki koszt zakupu np. stacji uzdatniającej, właściciele rzadziej odwiedzanych domków z własnym ujęciem wody mogą zastosować rozwiązania bardziej ekonomiczne. – Jeśli z wody studziennej korzystamy nie więcej niż około trzy tygodnie w roku, możemy zdecydować się na zastosowanie dobrej jakości filtra z dużym wkładem – radzi Zofia Czechowicz. Wybór rodzaju wkładu powinien być oczywiście podyktowany jakością wody, którą czerpiemy ze studni.